Ta jedna, najważniejsza rzecz, którą musimy dać naszym dzieciom.

Wychowanie dzieci jest potwornie trudne. Szczególnie w czasach, gdy nie wystarczy zapewniać im bezpiecznego domu, dobrej edukacji i zabawy, jak kiedyś. Dziś z każdej strony rodziców atakuje nieznośnie, na potęgę i do czwartego pokolenia analizowanie każdego ruchu, każdego słowa i rozliczanie z każdej minuty, którą mogliśmy przecież poświęcić dziecku. Dodatkowe zajęcia, wypasione kursy, gadżety, stymulowanie rozwoju od pierwszych dni życia, stały się chlebem powszednim. Prześcigamy się w wymyślaniu coraz to nowych bodźców, bardzo często zapominając o czymś, co jest dużo ważniejsze od trampków z trzema paskami, wakacji pod palmami, iPada i treningów judo. Ta jedna, najważniejsza rzecz, którą musimy dać naszym dzieciom.
Bezwarunkowa miłość.
To jest ta jedna, najważniejsza rzecz, którą musimy dać naszym dzieciom. Rzecz, której braku żadne gadżety i kursy nie zrekompensują. Bezwarunkowa miłość rodziców to fundament, bez którego wszystko się zawali. I poczucie własnej wartości i samoakceptacja i strach przed niepowodzeniami i ambicja i zdolność do budowania satysfakcjonujących związków z innymi ludźmi.
Mamy zakichany obowiązek kochać nasze dziecko takim, jakie jest. Bez żadnych warunków. Nie wtedy, kiedy jest grzeczne, najszybciej biega, zdobywa najlepsze oceny, czy postępuje tak, jak sobie tego życzmy.
Każdy tutaj potakuje głową, tak, tak, najważniejsze. A tymczasem codziennie zgłaszamy dziecko do wyścigu szczurów, na własne życzenie, dobrowolnie. Mamy okropną manierę porównywania naszych dzieci do innych dzieci. Dzieci, które robią coś szybciej (chodzą, zasypiają, mówią), lepiej (lepiej się uczą, malują, śpiewają), są grzeczniejsze, bardziej zwinne, mądrzejsze, czystsze, uprzejme. Mało tego, wierzymy, że robimy to dla dobra dziecka! Bo przecież chcemy sobie wychować cyborga o nadludzkich cechach, bo przecież życie nikogo nie rozpieszcza, bo przecież tylko najlepsi rozdają karty. Serio?
Zapominamy o tym, że nasze dziecko chce, w naszych przynajmniej oczach, uchodzić za najlepsze. I jako rodzice jesteśmy mu to zwyczajnie winni. Zawsze, bez żadnych warunków. To nasz obowiązek, ważniejszy od dodatkowych lekcji angielskiego czy treningu judo, bez którego, bądźmy szczerzy, nasze dziecko może się obejść. Musi natomiast i nic tego nie zastąpi, czuć, że kochamy go bezwarunkowo. MUSI. Kochamy go nie dlatego, że nie przeszkadza, że jest dobrym uczniem, czy strzela bramki na meczu.
Porównywanie do Emilki, która lepiej się uczy, stawianie Kacperka, najlepszego w klasie piłkarza, za przykład i zachęcanie do naśladowania Zuzi, która pięknie maluje, nikomu dobrze nie robią. Dlaczego? Ano dlatego, że każdy człowiek jest wyjątkowy i w dziecku TRZEBA tę wyjątkowość potrafić dostrzec. I kochać go za to, jakie jest i dlatego, że jest. Po prostu. To jest ta siła, którą musimy naszym dzieciom dać. One chcą, abyśmy byli z nich dumni, nie tylko wtedy, kiedy zdobywają piątki czy medale. Zawsze.
Zastanów się przez moment, jak byś się czuł, gdyby to Tobie ukochana, najważniejsza na świecie osoba, powtarzała codziennie „ty zawsze, ty nigdy, gdybyś tylko, może wreszcie przestaniesz”. Jakby to było, być stale porównywanym do kogoś? W końcu, jak to jest, czuć się niewystarczająco dobrym w oczach tych, na których najbardziej nam zależy? Jakby to było, codziennie starać się zadowolić kogoś, kto chce, byś stał się kimś zupełnie innym?
Jeśli chcieliśmy, aby nasze dziecko robiło dokładnie to, co chcemy, było spokojne i ciche, nienagannie się prezentowało i zachowywało się stosownie do wieku, sytuacji i miejsca, trzeba było sobie kupić lalkę. Albo jeszcze lepiej. Trzeba było sobie kupić kawałek plasteliny i ulepić z niej dziecko, z którego w końcu moglibyśmy być zadowoleni.
W życiu nie da się cały czas być przodownikiem, wygrywać, dlaczego więc oczekujemy tego od naszych dzieci? Bardzo dobrze jest nauczyć się cieszyć z tego, co mamy i kim jesteśmy, nie porównując się stale do kogoś lepszego. Bo na każdym kroku jest ktoś lepszy od nas. Jasne, prawie każdy wolałby mieć dziecko, które nie stwarza kłopotów, jest śliczne, świetnie się uczy, a do tego jest wybitnym sportowcem, ma talent muzyczny i jest kreatywne. Byłoby nam łatwiej, prawda? W rzeczywistości jednak tylko niewielki procent rodziców będzie mógł tego doświadczyć. Tak, jak w życiu. Szczęśliwców, którzy mają wszystko idealne, jest niewielu. Sami przecież też nie jesteśmy chodzącymi ideałami. Nawet najpopularniejszy obecnie muzyk, Ed Sheeran, stojąc w długiej kolejce po talent muzyczny, nie zdążył do tej z urodą (puszczam oczko miłośnikom Eda).
Wiem, że jest to bardzo trudne, szczególnie, kiedy dzieci doprowadzają nas do szału, zawodzą nasze oczekiwania i przysparzają kłopotów. Jeśli nic więcej do Ciebie nie trafia, odpowiedz sobie jednak na jedno pytanie – czy gdyby udało się w Twoim dziecku naprawić cechę, która Ci nie pasuje, kochałbyś je bardziej? Czy gdyby była taka możliwość, zamieniłbyś to swoje dziecko na Zuzię ze świadectwem z czerwonym paskiem? Czy wtedy byłbyś dumny ze swojego dziecka?
Przecież wielu z nas mówi, że dzieci to najlepsze, co nam się przydarzyło, dlaczego więc tak często o tym zapominamy? Dlaczego ta jedna, najważniejsza rzecz, którą musimy dać naszym dzieciom, staje się w tak wielu domach produktem deficytowym?
Dzieci przeglądają się w naszych oczach jak w lustrze. Chcą w nich widzieć akceptację, miłość i spokój, nie oceny i laurki. Nie chcą ciągle być w niepewności, czy to, kim są i co robią, uzyska naszą aprobatę. Chcą być wystarczająco dobre. A my nie mamy prawa tego podważać.
Bycie zwyczajnym, normalnym człowiekiem, jest w porządku. Nie wszyscy musimy być ponadprzeciętni i nie oczekujmy tego od naszych dzieci. Wcale nie chodzi o to, aby dzieci namawiać do bycia leniwym, czy odpuszczania. Nie. Ale niech w naszych oczach liczy się nie tylko wygrana w zawodach. Niech w naszych oczach dziecko widzi aprobatę.
Nie martw się, że swoje dziecko rozpieścisz. Nie da się nikogo rozpieścić nadmiarem miłości i akceptacji. Twoje dziecko motywacyjnego kopa w dupę od Ciebie nie potrzebuje. I tak życie bardzo szybko zweryfikuje i nauczy, że zawsze ktoś przegrywa, zawsze ktoś jest na drugim miejscu, ktoś ma lepiej, ktoś ma szczęście. Niech w Twoich oczach Twoje dziecko zawsze będzie najlepsze. Bo przecież jest, prawda?
Dziękuję, że tu jesteś! Mam nadzieję, że ten tekst był dla Ciebie wartościowy. Jeśli masz ochotę, zostaw po sobie ślad:
– Zaobserwuj mnie na Instagramie i dołącz do mojej społeczności, gdzie znajdziesz całą masę wzruszeń, przepisów, promocji i podpowiedzi! Odpisuję na komentarze i wiadomości, więc pisz do mnie śmiało!
– Zostaw tu komentarz, porozmawiajmy! Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim też ze znajomym. To dla mnie ogromna motywacja do dalszego tworzenia.
– Zapisz się do mojego newslettera, dzięki temu będziesz na bieżąco i nie ominą Cię żadne sekrety przeznaczone tylko dla najwierniejszych czytelników.
– Zerknij do mojego sklepu, znajdziesz tam moje bestsellerowe e-booki i produkty niespodzianki!
Moja corka wlasnie po raz pierwszy nie dostala glownej czy tez „mowionej” roli w szkolnym przedstawieniu. Ma role „piatej zony zeglarzy”, czyli robi za tlum. Startowala do dwoch innych, ale tym razem nie wyszlo. A ja sobie pomyslalam… dobrze, lepiej teraz niz pozniej, nie zawsze w zyciu dostaje sie „role”, ktora sie chce. Bo czlowiek latwo sie przyzwyczaja do sukcesow, a jak wiemy, wielu dzieciecym gwiazdom nie wyszlo to w ostatecznym rachunku na dobre.
Generalnie temat trudny. Pozdrawiam.
Przyznam, że właśnie dostałem kopa w dupę. Czyli nie jestem idealnym rodzicem? A taki byłem pewny… Dziękuję. Po prostu.
Czasy się zmieniły. Kiedyś jak ktoś chodzil na angielski po lekcjach to był kozak. Dziś jak dziecko nie uczy się chińskiego fińskiego, norweskiego i nie jeździ na koniach to znaczy, że jest z patologicznej rodziny. A gdzie w tym czas na linii rodzic dziecko? Pewnie tylko w weekend…
O to, to, dobrze mowisz. I o ile minimalizm jest w modzie, to nie przetlumaczysz niektorym, ze zasada im mniej tym lepiej tez sie sprawdza w wpadku zajec dodatkowych. Kazda matka, ktora wypisuje dziecko z kolejnych zajec…czuje ulge, choc nie kazda sie do tego przyzna. Nie gonic z jezorem (i jeczaca pociecha) na 17:15 na mandarynski – bezcenne.
tak jest! uff jak dobrze wiedzieć że inni też mają „zwykłe” dzieci 😉 które kochaja bezwarunkowo! Każde dziecko jest wyjątkowe tylko na swój sposób.
Czy ktoś potrafi już nie mówiąc zadał sobie ten trud zastanowienia się po co mam dzieci, dziecko , czemu musi być one mądre i intelegitne , zaradne nie mówię tu o rywalizacji, życie i wychowanie dziecka to nie olimpiada .Co tak naprawdę robi z ludzi prawdziwych rodziców bo napewno nie sam fakt posiadania dziecka .
Ha! Ja się nie daję wpędzić w ten szał porównywania i budowania wyścigu szczurów. Moje dzieci niestety albo stety będą outsiderami. Nie są materiałem na korposzczury, raczej dzikie dzieci, które będą wiodły spokojny żywot w jakiejś głuszy. 🙂 Kocham je takie jakie są, chociaż czasami są… trudne.