Pułapka poranka, czyli jak nie zwariować z samego rana. Poradnik dla rodziców.
Pułapka poranka w którą znowu wpadasz i zaczynasz dzień na wkurwie? Jutro wstanę wcześniej, napiję się kawy, porządnie się rozciągnę, przygotuję plan dnia, wstawię pranie, zrobię kanapki do szkoły i pracy, wezmę prysznic, wskoczę w ciuchy i w doskonałym humorze obudzę resztę domowników. Myślisz tak czasami? I nic z tego myślenia nie wynika, bo znowu wstajesz za późno, z wrzaskiem i w oparze kłótni, zdenerwowania i frustracji docierasz do placówki, a kiedy jej drzwi pochłoną Twoje dziecko, wzdychasz ciężko, myśląc, że pomimo 8 rano to był bardzo długi dzień?
Każdy z nas tak ma. W moim domu, w którym codziennie rano trzeba do pracy i szkoły wyprawić 5 osób, nie ma czasu na puste przebiegi. Każda minuta jest cenna. Każde potknięcie zbiera tragiczne żniwo, a foch powoduje straty nie do odrobienia. Nadal zdarzają nam się wpadki. Jesteśmy tylko ludźmi. Bywa, że wstajemy lewą nogą, mamy zły dzień, włosy nie chcą się układać, kawa się skończyła, a za oknem dupówa, żal psa wygonić, a gdzie tu dopiero udawać, że to będzie dobry dzień.
Poranek w moim życiu jest najważniejszy. To on generuje samopoczucie na cały dzień i to od niego, w głównej mierze, zależy, czy ten dzień będzie udany. Mam za sobą całe lata porannego stresu. Trójka dzieci, dom, w którym jakby o poranku wybuchło tornado i mąż szukający spinek. Całe lata nerwowego biegania, popędzania, wyrzutów i wpadania w ostatniej chwili do szatni, wprost na kartkę, na której od miesiąca jest napisane, że właśnie na dziś trzeba było coś przynieść, no ale oczywiście zapomniałam. Te poranki wywoływały ogromne poczucie winy, stres i niechęć. Niechęć z jaką zasypiałam każdego dnia z trwogą myśląc o scenariuszu, jaki przygotuje dla mnie jutro życie.
To dlatego, kilka miesięcy temu, opracowałam własny plan, dzięki któremu codziennie przychodzę do szkoły moich dzieci z uśmiechem na ustach, one są zadowolone i ja również. Mamy wszystko na swoim miejscu i jesteśmy gotowi brać życie za rogi. Oddycham w końcu z ulgą. Poranna pułapka mnie omija, już w nią nie wpadam.
Z listów, które dostaję na ten temat, można wysnuć wniosek, że to dzieci robią nam na złość i za nic nie kumają tego, że rano nie ma czasu na deliberowanie nad kolorem getrów, nie ma czasu na szukanie misia, który zginął w poprzednie wakacje, ani na warsztaty plastyczne. Rano czas jest policzony, dlaczego te dzieci tego nie mogą tego zrozumieć i dlaczego właśnie rano są najbardziej rozlazłe?
To właśnie tutaj zaczyna się problem. I ten problem nie jest z dziećmi, tylko z nami. Poranna pułapka jest na nasze własne życzenie. Wpadamy do niej, ciągniemy za sobą dzieci, a wygramolić się z niej trudno i jak już się uda, to zwykle kosztem spóźnienia lub koszmarnego nastroju, z którym potem zaczynamy dzień.
Mój poranek opiera się na rutynie. Czyli codziennie powtarzanym ciągu czynności. To dzięki rutynie każdy członek mojej rodziny doskonale wie, co aktualnie robimy, a na co nie możemy sobie pozwolić. I to dzięki rutynie nasz rozkład jazdy działa bez zarzutu.
Nie będę odkrywcza, jeśli powiem, że zasadą numer jeden jest wstawanie wcześniej. Aby ogarnąć moją rodzinę potrzebuję 90 minut. Żeby poranek był miły i produktywny, muszę wcześniej pójść spać, ale oglądanie nawet najfajniejszego serialu, czytanie nawet najlepszego bloga, czy robienie czegokolwiek innego nie jest warte spieprzonego poranka, bez żalu więc skracam te czynności. O wstawaniu wcześniej pisałam tutaj: http://www.calareszta.pl/zmienic-jeden-nawyk-stac-sie-lepszym-rodzicem/.
Zasadą numer dwa jest śniadanie. Jemy je zwykle razem, choć zdarza się tak, że męża już nie ma, a ja nie mam na śniadanie akurat w tym momencie ochoty, ale dzieci zawsze jedzą śniadanie razem, a ja im przy tym asystuję, nawet jeśli tylko piję w tym czasie kawę. Moim trikiem jest pudło śniadaniowe. Zwykłe, plastikowe pudło, w którym znajdują się produkty bazowe na śniadanie. Jest zawsze gotowe, wszyscy wiedzą, gdzie się znajduje, a ja dbam o zaopatrzenie. W pudle śniadaniowym są rzeczy, które nasza rodzina najbardziej lubi na śniadanie – płatki kukurydzane, owsianka, rodzynki, suszona żurawina, cynamon, miód, masło orzechowe (polecam bez dodatku cukru i soli). To z tego można codziennie wybrać, co kto je. Albo tosta, albo płatki, albo owsiankę. I tyle. W weekendy jest większa swoboda, ale od poniedziałku do piątku, czyli w dni, w które się spieszymy, na tym opiera się nasz poranny jadłospis. Nie ma zlituj, nie ma szans na inne opcje. Dochodzi oczywiście chleb, masło, banany i mleko, ale wybór jest prosty i ograniczony, choć nadal pozostawiający dziecku dowolność i możliwość wyboru.
Kiedy skończę swoje śniadanie, zabieram się do przygotowania śniadaniówek do szkoły i do pracy. Można to robić wieczorem, polecam dla osób które mają problemy ze wstawaniem, lub mają jeszcze mniej czasu rano. I tutaj u mnie sprawdzają się pewne założenia. Pojemniki mam przygotowane dzień wcześniej na blacie, a skład pudełek opracowany raz, a porządnie, każdego poranka ulega modyfikacjom ze względu na sezonowość owoców lub zawartość lodówki. Baza pozostaje jednak taka sama – kanapka, owoce, przekąski i woda. Pisałam o tym tutaj: http://www.calareszta.pl/sciaga-ktora-bardzo-ci-sie-przyda/.
Podczas gdy ja przygotowuję śniadaniówki, moje dzieci mają za zadanie umyć zęby, ubrać się, schować piżamę i pościelić łóżko. Ubieranie u nas jest proste i nieskomplikowane, bo do szkoły mamy fartuszki. Kiedy jeszcze ich nie mieliśmy, ubrania przygotowywaliśmy wspólnie poprzedniego wieczora. Ubranie dla siebie też mam przygotowane wieczorem. Wcześniejsze przygotowanie ubrania pomaga w ograniczaniu pułapek w postaci gorączkowego poszukiwania pasujących skarpetek, rozpaczy z powodu nieodpowiedniego odcienia różu na getrach naszej małej diwy, czy też przypomnienia sobie, że akurat dziś jest apel, a biała bluzka jest w praniu.
Kiedy dzieci się ubiorą, mają czas wolny. I to jest mój kolejny trik, którego opanowanie wprowadziło do mojego domu poranną harmonię. Moje dzieci potrzebują rano kilku minut dla siebie. Czasu, którym same mogą zarządzać. Mogą wtedy robić to, co chcą. Układać klocki, rysować, bawić się lalkami, obojętnie. Czasami bawią się razem, choć kiedy widzę, że są nastroje do kłótni, rozdzielam każde do swojego pokoju. W żaden sposób nie ingeruję w ten czas, zachęcam tylko czasami lub podpowiadam, jeśli widzę, że humor nie sprzyja. Można zawsze zrobić laurkę dla Babci, czy też napisać list do Mikołaja.
Kiedy skończę śniadaniówki, zajmuję się przygotowaniem do wyjścia, na co składa się prysznic, ubieranie i makijaż, razem około 15 – 20 minut. Bardzo często bywa tak, że moim dzieciom się w tym czasie nudzi. Ja nie mogę się nimi zająć, bo stoję akurat pod prysznicem. Dzieci znudzone zwykle dokazują. I tutaj pojawia się kolejny trik. Pudło rozrywek. Mam takie pudło, w którym mieszkają pogromcy nudy. Zasada jest prosta – każde dziecko może sobie rano wybrać z pudła jedną rzecz i się nią zająć. Zanim wskoczę pod prysznic, wyciągam pudło i pomagam wybrać. W pudle są przeróżne rzeczy. Kolorowanki, kredki do malowania wodą, ciastolina, szablony do wykonania masek, pachnące pisaki, gra dla jednej osoby, wyklejanki, bibuła, nowa książeczka, naklejki, papier i instrukcja do origami, kolorowe kartony. Gromadzę te rzeczy w tak zwanym między czasie i trzymam na czarną godzinę, kiedy nuda może zagrozić naszej rutynie i, co najważniejsze, może zabić nasz dobry humor. Trzeba uważać, aby nie strzelić sobie tutaj w kolano i nie dać dziecku do zabawy czegoś, co będzie oznaczało konieczność przebrania albo sprzątania całego domu. Należy też pamiętać o bezpieczeństwie, niech te rzeczy będą nieurazowe, żadne nożyczki, czy inne szpikulce (w zależności od wieku, bo sześciolatek już dobrze radzi sobie z nożyczkami). Mogą to też być zabawki zapomniane, którym dziecko jakiś czas się nie bawiło. Dobrym sposobem, szczególnie w przypadku mniejszych dzieci o gorszej pamięci, jest chowanie części zabawek, które dziecko dostanie na urodziny, czy na Mikołaja. U mnie działa.
Kiedy już jesteśmy wszyscy gotowi, mam zwykle w zanadrzu 15 minut czasu przed wyjściem z domu. Ten czas wykorzystuję na dwa sposoby. Jeśli widzę, że moim dzieciom potrzeba wyciszenia – czytam bajkę. Siadamy blisko siebie, czytam, opowiadam, głaszczę. Ostatnio oglądamy różne atlasy. Powodzeniem cieszą się również zdjęcia z naszych ostatnich wakacji, które wydrukowałam i ułożyłam w albumie. Kiedy widzę, że dzieci były zajęte twórczo i rozpiera je energia – puszczam na youtube piosenkę, do której robimy gimnastykę. Jest to zwyczaj zapożyczony z australijskiej szkoły, w której dzieci od takiego wesołego rozciągania rozpoczynają dzień. Mamy kilka ulubionych, ale jestem pewna, że każdy znajdzie coś dla siebie. U nas działa to: https://www.youtube.com/watch?v=KhfkYzUwYFk to: https://www.youtube.com/watch?v=9jpqO-3UU_U i to https://www.youtube.com/watch?v=4UTDPlLmp8E. Dzieci mają za zadanie kopiować ruchy osób tańczących, ale mogą oczywiście tworzyć własne układy. Mama tańczy razem z dziećmi. A czasami nawet tata, choć to bardziej w weekend. Mamy przy tym tyle radości. Znika kij w tyłku i foch, jeśli były.
Trzecim sposobem są gry. Aktualnie gramy w uno, w kółko i krzyżyk, w dobble, zgadnij kto to lub w jengę. Oczywiście rodzic musi kontrolować czas i tutaj najlepiej sprawdzi się timer – nastawiamy, pokazujemy dzieciom i konsekwentnie przestrzegamy reguły kończenia zabawy, kiedy zadzwoni dzwonek.
Moje dzieci potrzebują napełniania swojego zbiornika uczuć, o czym pisałam tutaj: http://www.calareszta.pl/potrzebujesz-10-minut-aby-stac-sie-lepszym-rodzicem/. I właśnie rano jest im to najbardziej potrzebne. I daje spokój, dzięki któremu współpracują. I moja uwaga jest do tego niezbędna. Jej brak to kiedyś była największa pułapka poranka.
U nas w domu, w którym żyją przebojowe sześcioletnie trojaczki, musi być porządek. Ten porządek nie oznacza tylko tego, że wszystko odkładamy od razu po użyciu lub zabawie na swoje miejsce, ale i to, że na lodówce wisi lista, na której jest napisane kto dziś pierwszy się kąpie, kto dziś siedzi z przodu (jeden fotelik samochodowy mam zamontowany z przodu, ręka w górę kto codziennie przeżywa katusze uczestniczenia w wojnie o to, kto dziś siedzi koło mamy, na niebieskim foteliku, koło okna itp.?), kto wybiera bajkę do czytania itp. Wiem, że brzmi to strasznie, ale w żaden sposób nie zabiło naszej kreatywności ani spontaniczności, a daje odrobinę ładu. Dzieci chcą wiedzieć i wcale nie lubią niespodzianek, które dla rodzeństwa oznaczają rozczarowanie. Że też nie wspomnę o tym, że rodzice naturalnie faworyzują dziecko, które jest posłuszne, lub na odwrót – chcąc zapobiec katastrofie, „mają oko” na gagatka, poświęcając mu więcej uwagi. U nas też tak było, więc musieliśmy wprowadzić sprawiedliwy podział.
Rano do zera ograniczyłam korzystanie z telefonu. Nie zerkam, nie sprawdzam, nawet bardzo często nie wiem, gdzie jest. Jestem dla moich dzieci, odpowiadam na pytania. Mówię, oczywiście „zaraz”, ale moje dzieci wiedzą, że to zaraz rzeczywiście następuje. I wtedy się bawimy, czytamy czy tańczymy. Nie stosuję też żadnych „buczaczy”, czyli nie mamy w tle telewizora, komputera, żadnego ekranu. Czasami radio, ale też rano rzadko. To wszystko bardzo rozprasza.
Polecam kalendarz, w którym znajdują się rzeczy dotyczące dzieci – apele, bale, wycieczki, zajęcia dodatkowe itp. Kalendarz wisi w miejscu widocznym dla wszystkich, w telefonie ustawiam przypomnienie. Jeśli na przykład córka ma na środę przynieść materiały do wykonania robota, mam na niedzielę popołudniu ustawione przypomnienie, bo wiem, że to będzie idealny moment, aby skompletować te rzeczy i o nich nie zapomnieć, a co najważniejsze, włączyć córkę w poszukiwania. W końcu to ona chodzi do szkoły, nie ja. W weekend robię plan na następny tydzień i codziennie wieczorem go sprawdzam. Pisałam o tym tutaj: http://www.calareszta.pl/niezawodne-sposoby-ogarniecie-zyciowej-kuwety/. Chyba to najbardziej wszystkich zaskakuje w moim potrójnym macierzyństwie. Nie zdarza mi się zapominać o książce do biblioteki, apelu czy urodzinach koleżanki z klasy, a mam tych klas trzy do zapamiętania. Brak zorganizowania psuł mi humor, więc kiedyś tam postanowiłam stawić temu czoła. Nie daję się już tak łatwo zaskoczyć!
Kiedyś puszczałam dzieciom rano bajki. Wiadomo – dzieci siedzą i gapią się w ekran, więc ja mogę spokojnie przygotować się do wyjścia. Nie muszę się martwić, że ktoś komuś wydłubie oko, rozwali po całym domu brokat, ścianę wymaluje na różowo, czy wytnie wzorek w firance. Nikt nie marudzi, cisza i spokój. Nie robię tak już od bardzo dawna, bo wpływało to na moje dzieci negatywnie. Codziennie kłóciliśmy się o kolejną bajkę, był płacz i wycie, kto ma teraz wybrać, czy możemy jeszcze jedną, a w ogóle bajka się jeszcze nie skończyła, musimy obejrzeć do końca, zerkam, a tu koniec za 24 minuty. Moje dzieci po bajce były nabuzowane i niezdrowo pobudzone. I to była moja pułapka poranka. A ja przecież chciałam spokoju! To dlatego już nie stosuję bajek, z tego samego powodu nie oglądamy ich wieczorem. Jedynym czasem, kiedy moje dzieci oglądają tv jest weekend. Albo poranna gimnastyka, ale ona zupełnie inaczej wpływa na dzieci. Bo przecież ruch to zdrowie, a muzyka łagodzi obyczaje!
Mam nadzieję, że ten wpis skłoni Cię do przemyśleń. Trzymam kciuki, żeby i Tobie przestała grozić pułapka poranka. Lepiej przecież zaczynać dzień z uśmiechem. Powodzenia. A jeśli masz swoje sprawdzone sposoby na opanowanie pierwszej fazy dnia, podziel się koniecznie!
Dziękuję, że tu jesteś! Mam nadzieję, że ten tekst był dla Ciebie wartościowy. Jeśli masz ochotę, zostaw po sobie ślad:
– Zaobserwuj mnie na Instagramie i dołącz do mojej społeczności, gdzie znajdziesz całą masę wzruszeń, przepisów, promocji i podpowiedzi! Odpisuję na komentarze i wiadomości, więc pisz do mnie śmiało!
– Zostaw tu komentarz, porozmawiajmy! Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim też ze znajomym. To dla mnie ogromna motywacja do dalszego tworzenia.
– Zapisz się do mojego newslettera, dzięki temu będziesz na bieżąco i nie ominą Cię żadne sekrety przeznaczone tylko dla najwierniejszych czytelników.
– Zerknij do mojego sklepu, znajdziesz tam moje bestsellerowe e-booki i produkty niespodzianki!
Każdy musi znaleźć swój sposób na poranek i cały dzień. Dla jednej osoby wcześniejsze wstanie jest dobrym pomysłem. Sama tak robię i ze wszystkim zdążam na czas i nie mam napinki. Ale są osoby, które w zupełnie inny sposób osiągają spokój. Zatem z Twojego wpisu Dagmaro, jak zwykle ciekawego, najsłuszniejsza wydaje mi się puenta: „Mam nadzieję, że ten wpis skłoni Cię do przemyśleń. Trzymam kciuki, żeby i Tobie przestała grozić pułapka poranka. Lepiej przecież zaczynać dzień z uśmiechem”. Bo nie chodzi o to, żeby były same Dagmary, tylko żeby były i Kaśki i Marysie, i Zosie, i Hanki, Małgośki i niech każda z nas przemyśli co może zrobić dla siebie i swoich bliskich, żeby w domu był spokojny poranek, spokojna mama i spokojne dzieci.
Dziękuję za ten wpis. Dużo Twojej pracy. Doceniam, bo naprawdę widać, że dokładnie to przemyślałaś. Dobrego Dnia!
Dokładnie, też tak myślę 🙂 U mnie wcześniejsze wstawanie nie wchodzi w grę, łapię każdą minutę snu jaka jest tylko możliwa… Wolę wieczorem więcej zrobić i pójść spać później niż wstać wcześniej… Zdecydowanie każdy musi znaleźć swój złoty środek.
Dokładnie tak! Ja znowu wieczorem wysiadam, chyba się starzeję, albo ta strefa klimatyczna tak na mnie działa. Wieczorem mam zdecydowanie mniej energii i potrzebuję czynności wyciszających. Każdy ma swój sposób.
My z mezem ogladamy prawie kazdy film po 2-3 razy a i tak nie wszystkie do konca, bo najpierw zasypiam ja, na drugi dzien on a pozniej albo podejmujemy trzecia probe albo zmieniamy film i tak od nowa… :)))))))
Wydaje mi się, że może nie osiągają spokój, tylko im chaos nie przeszkadza. Kiedyś zawsze byłam spóźniona i mi to nie przeszkadzało. Jak zaczęło przeszkadzać, zmieniłam nawyki i tyle. Masz całkowitą rację – każdy człowiek jest inny. Niektóre dzieci jedzą śniadanie w aucie i są zadowolone, inne potrzebują na śniadanie czasu. Jedni myją rano włosy, inni myją raz w tygodniu. Jedni chcą rano spokoju i wyciszenia, inni przyzwyczaili się do napinki. Ja teraz cenię sobie najbardziej spokój, szczególnie o poranku, bo determinuje mój dzień i humor. Widzę wiele matek wkurwionych do granic, przewracających oczami, wpychających na siłę do klasy spóźnione dzieci z zapłakanymi oczami i nosem na kwintę. Współczuję, bo wiem jak to jest, byłam tam. Teraz wiem, że można inaczej, niewielkim kosztem. I o tym był ten tekst. Pozdrawiam!
Życie pokazuje, że składa się z etapów. Człowiek czasami musi dojść do ściany, żeby znaleźć nową drogę. Jak dotknie się dna, można się odbić. Tak samo z rodzicami. Niektórzy są na etapie przy ścianie, czy przy dnie. I o ile będzie to dla nich znakiem do powrotu na właściwą swoją ścieżkę, to można uznać, że ta sytuacja to „nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszło”. Każdy przez to przechodzi. Ty jesteś już na innym etapie, ale znasz etap wcześniejszy. Bo było podobnie. Żeby do czegoś dojść niektórym wystarczy przeczytać coś słusznego. Ale wiele osób musi nauczyć się na własnym doświadczeniu. I dopiero po etapie „wkurzenia do granic” gdy dojdzie się do ściany bezradności i bezsilności, może nastąpić etap powrotu do spokoju i miłości. Pod warunkiem że się tego chce. Z miłości do własnej rodziny, do własnych dzieci, do siebie samej. I wtedy znajdzie się sposób i na poranek i na cały dzień i na życie.
Wszyscy mamy te etapy. I żaden nie jest lepszy czy gorszy. Jest inny. Ale ufam, że każdy prowadzi do tego, że w końcu człowiek-rodzic się opamięta. Dla najbardziej opornych będzie pewnie najbardziej boleśnie. A dla tych co szybciej pójdą po rozum do głowy, będzie po prostu łatwiej i im i dzieciom 🙂
Dziękuję Kochana, za odpowiedź na moją. Cenne jest to co robisz. To jest praca. Bo nie musisz, a robisz. Wiele osób może z tego skorzystać. A nawet jak nie skorzysta 1:1 to na pewno samo pomyślenie o tym jest już cenne. Dzięki.
Aż mi się łezka zakręciła w oku jak przeczytałam ten komentarz. Byłam już tak wiele razy na dnie, co dziwne, sama, na własne życzenie na to dno schodziłam. Możliwe, że właśnie mam taką naturę, że aby było lepiej musi być najpierw bardzo źle. Na mnie to działa, terapia wstrząsowa i autoterapia. Bo wiem, że nikt i nic mi w głowie nie poukłada jak sama ze sobą nie będę w zgodzie. Potem tak samo jest w związku, z dziećmi, z rodzicami. Ustalanie własnego życiowego priorytetu jest sztuką, nadal próbuję się jej nauczyć. Ale za każdym razem, kiedy jestem już tak bardzo blisko, to wydarza się coś, co mi uniemożliwia dotarcie do idealnego miejsca. Może tak właśnie ma być? W końcu przecież sukces to droga? Pozdrawiam ciepło.
Żeby dotrzeć do idealnego miejsca musisz stanąć w prawdzie o sobie. Jedyna metoda. Dopóki nie znajdziesz sposobu, żeby stanąć w prawdzie o sobie, będziesz miała trudność w dotarciu do idealnego miejsca, bo tak jak piszesz, gdy wydaje się że jesteś blisko, okazuje się, że linia horyzontu się oddala i znowu tak samo daleko. Trzeba zmienić perspektywę. Z naszej perspektywy zawsze horyzont będzie nam uciekał. I trudno na siebie spojrzeć obiektywnie. Zatem szukaj odpowiedniej perspektywy, aż w końcu znajdziesz 🙂 I będziesz szczęśliwa z tym co cię spotyka. Bez względu na to, co i jak będzie.
Ja też nie wyobrażam sobie wstawania półtorej godziny wcześniej, bo my wszyscy musimy wyjść z domu o siódmej rano. Szkoda byłoby mi zrywać dzieci o 5:30, po to aby lepiły z ciastoliny czy tańczyły ze mną 🙂 potem byśmy chyba wszyscy o siódmej wieczorem padali.
Ja również nie rozumiem po co dzieci mają wstać razem ze mną półtorej godziny wcześniej. Tylko po to żeby w czasie, gdy ja się szykuję i robię śniadanie one wycinały wycinanki przez 30 minut? Mogą to zrobić po południu. Ja muszę wstać wcześnie, ale dzieci budzę na śniadanie, jak ja jestem już ogarnięta.
Ja wstaję wcześniej, żeby spokojnie wypić kawę, poczytać, ubrać, pomalować. Jak wstaje dziecko (lub je budzę) to zajmuję się już tylko nim. Z reguły jest czas na przeczytanie książeczki i taniec 🙂
Ja wstaję wcześniej, żeby ćwiczyć, ale kiedy nie chodziłam na siłkę lub biegać, uwielbiałam sobie poczytać. Nawet kilka zdań poprawiało mi zawsze humor z rana.
Nie mają, ale wstają. Same. Ja szykuję śniadanie razem z dziećmi. Takie dziwne zboczenie, żeby dzień zacząć razem i bez pośpiechu. I uczyć dzieci od samego początku, że mogą zrobić coś same (np. śniadanie), a nie tylko czekać, aż ktoś im poda pod nos.
Polecam czytanie ze zrozumieniem – ja dzieci nie zrywam o 5:30, same wstają około 7. A to, że idą spać między 19-20 jest bardzo zdrowym nawykiem, polecam, zachęcam. Dzięki temu są rano wyspane (czytaj nie marudne, bo zrywane na siłę z łóżka), a my wieczór mamy dla siebie. Dzięki temu też rano jesteśmy znośni.
Nie ma to jak samemu nie umieć czytać ze zrozumieniem a zarzucać to innym. Cała TY 🙂 jedyny argument to zawsze: nie zrozumiałaś tekstu, więcej dystansu… czyli Tobie wolno wszystko a my mamy siedzieć cicho. Napisałam, że JA musiałabym zrywać dzieci o 5:30 gdybym zechciała skorzystać z twoich rad. Super że u ciebie się sprawdza to i to ale irytuje mnie twój brak zrozumienia i empatii do sytuacji innych ludzi. Ty masz jakąś drogę i uważasz że każdy MOŻE nią kroczyć. Kiedyś lepiej czytało się twoje teksty, byłaś taka niewinna, trzy razy zastanowiłaś się czy kogoś nie urazisz zanim coś napiszesz a teraz walisz z grubej rury. Prowadzisz zupełnie inne życie niż 90 % świata, nie pracujesz zawodowo więc masz cały dzień do dyspozycji. To że wstajesz rano o 5 tej skutkuje tym że o dwudziestej jesteś senna i wypompowana… większość ludzi pracujących o tej porze pomaga dzieciom w lekcjach, kończy obiad na drugi dzień, pierze, prasuje i inne, więc do łóżka kładzie się ok 23. Nie da się iść tak późno spać i wstać o 5 tej. Przynajmniej na dłuższą metę tak się nie da żyć. Więc życie wymusza tu pewien scenariusz. I twoje koronne argumenty wszystko się da trzeba tylko chcieć są błędne. To co ty robisz w ciągu całego dnia, my musimy zrobić wieczorem.
Pora zaakceptować fakt, że istnieje coś takiego jak praca poza etatem w korpo, w sklepie czy w szkole, mamy 21 wiek! Pracuję jak każdy. Wiem, że wiele osób tego nie może zrozumieć, albo nie chce. Są też osoby takie jak Ty, które nie mają odwagi na zmiany we własnym życiu, więc muszą komuś dogryźć pod płaszczykiem „och jak mnie jest ciężko”. Praca nad blogiem to praca. Są terminy, jest sprawozdanie z wyników, jest konkurencja i wypłata. Byle kiedy pracuję w nocy, bo w dzień nie starczyło czasu. Masz rację – z wiekiem nauczyłam się asertywności i nie pozwalam już byle komu robić kupy na wycieraczkę. Nie rozumiem po co czytasz skoro Ci się tak bardzo nie podoba? Zablokować, czy sama pójdziesz swoje frustracje wylewać gdzieś indziej?
A blokuj sobie…. przeżyję jakoś 🙂 Śmieszy mnie nazywanie bloga pracą. Blog to hobby. Ale trzeba sobie coś wmówić jak się nie ma innego pomysłu na siebie. A o moje życie się nie martw, nie mam aktualnie potrzeby zmian z żadnej jego dziedzinie … ale jak się nie ma rozsądnych argumentów to trzeba sobie wytłumaczyć że inni za pewno maja gorzej, puchną z zazdrości, są nieszczęśliwi i sfrustrowani…tylko ty piękna, młoda, spełniona i bogata 🙂
Tym komentarzem pokazujesz właśnie, że o życiu wiesz tyle, co wyczytasz na Pudelku. A nie, czekaj. Nawet tam piszą o „pracy w Internecie”. ??
Miłego dnia! Idę czytać Pudelka 🙂
Dagmaro, usmiecham się pod nosem czytając Twój komentarz, ale ta dlatego, że mi się podoba Twój cięty język i umiejętność riposty. Walczysz jak lwica……. Miłego dnia
Kochana, jak lwica to walczę o dzieci, figurę i miejsce parkingowe 🙂 Tutaj tylko wyłuszczam swoje racje. Bardzo rzadko mam szansę, bo takie „perełki” skutecznie wytępiłam i jest miło, przyjemnie, inspirująco. Dzięki!
U nas rowniez sie sprawdza to wczesniejsze wstawanie. Nasze dziecko musi wstac wczesniej zeby sie rozbudzic po prostu, potrzebuje wiecej czasu zeby dojsc do siebie. Chyba po mezu, bo ja jak wstaje to zazwyczaj jestem juz “na chodzie”. Jak wstawala na ostatnia chwile to byla nie do zniesienia, rozdrazniona bo wtedy wszystko szybko a tu trzeba zjesc sniadanie, ubrac sie itd Zawsze wieczorem sprawdzam pogode na nastepny dzien i szykuje jej ciuchy, przygotowuje plecak i wkladam ulubiona maskotke i ksiazeczke (ma trzy latka, chodzi do przedszkola). Rano przygotowuje butelke z piciem, bo to jedyne co dajemy extra bo dodaje witaminy, jedzenie ma tam. Potem zapalam delikatne swiatlo zeby sie obudzila a jak nie dziala to albo maz albo ja delikatnie ja budzimy. Jest to zazwyczaj kolo 6, bo przed 8 jada do przedszkola. Kazde dziecko inne, wiec u kazdego bedzie inaczej. Ja musze miec przygotowane wczesniej, zapisane w kalendarzu bo nie jestem w stanie wszystkiego zapamietac a mamy tylko jedno dziecko. I spac idzie tez wczesnie. Przewaznie troche po 7 juz jest w lozku i czytamy bajeczki. Czasem wczesniej jezeli akurat sie zdarzylo ze nie miala drzemki. Jak z jakiegos powodu przeciagniemy to jest potem marudna i tylko ciagle placz i brak wspolpracy przy kapaniu wiec wole zawsze wczesniej niz pozniej. Potem mamy wiecej czasu na czytaie bajek i zazwyczaj schodzi do przed 8, gasimy swiatlo i leze z nia az zasnie. Jakos nie wyobrazam sobie, zeby wszystko bylo na ostatnia chwile bo wtedy nie tylko dziecko ale i rodzice sie stresuja.
No właśnie u mnie też były różne awantury, marudy, wybuchy, fochy, bo tylko zaraz, już, później, natychmiast. A teraz można wygospodarować kilka minut na zrobienie tego, co dziecko chce i od razu jest inaczej. Sama bym nie chciała, żeby ktoś nade mną stał i popędzał od rana, krzycząc. Bywa, że i ja potrzebuję rano wolniejszego tempa.
Juz kolejny raz napisze że rutyna to również nasz przyjaciel 😉 I podobnie jak u Ciebie też dawniej puszczałam rano dzieciom bajki a ja w tym czasie miałam czas na ogarnięcie siebie i ich. Jednak była to pozorna pomoc. Zdecydowanie lepiej dzieci współpracują teraz kiedy rano jest czas na zabawę, wygłupy oraz przytulanie. Dzieci są dużo szczęsliwsze i łatwiej wszystko przychodzi. Nie ukrywam że dużo łatwiej jest jak same już się ubierają czy myją zęby 😉 Staram się wcześniej przygotować śniadaniówki oraz przedmioty które dzieci mają przynieść na zajęcia. Czeka wszystko już wieczorem na szafce w przedpokoju i na pewno nie zapomnimy. A wpis mega!
jak czytam niektóre komentarze, to dziwię się po co ludzie je piszą lub po co w ogóle czytają Twojego bloga. Każdy przecież na wstępie wie kim jesteś, gdzie mieszkasz i co robisz w życiu itd i za każdym razem podkreślasz przecież że Twoje rady/opinie/sposoby to TWOJE rady/opinie/sposoby (czyt. osoby o określonym charakterze, sytuacji życiowej i zawodowej itp) więc wolna wola każdego czy sobie coś z tych rad weźmie do serca i spróbuje coś zmienić w swoim życiu czy postępowaniu, a jak weźmie to przecież nie 1:1 będzie kopiować, a dostosowywać do swojej sytuacji. Niby logiczne i oczywiste dla myślących jednostek, a jednak nie dla wszystkich.