Już nie pamiętam.

Śpię teraz do której chcę, piski radości z powodu weekendu nie wyciągają mnie z łóżka o świcie w sobotę. Już nie pamiętam jak to było spędzić cały poranek chichocząc pod kocem. Miękkie ciałko już mnie nie grzeje, kiedy w pustym domu piję kawę, słuchając przeraźliwej ciszy.

Mogę spokojnie wyjść z domu, bez obaw, że na bluzce mam plamę, a do spodni przylepione chrupki. Już nikt mnie za nogę nie zatrzymuje, nikt nie płacze, nie chcąc się ze mną rozstać.

Wychodzę z domu z miniaturową torebką. Nie ma w niej soczku, mokrych chusteczek, rozgniecionych ciastek, kredek, śliniaczka, nadgryzionego jabłka, książeczki, getrów na zmianę, misia i czegoś obślizgłego o nieokreślonym pochodzeniu. Jest za to zdjęcie, już lekko wyblakłe. A na nim dziecko oblepione sudocremem. Mina, którą na tym zdjęciu ma moje dziecko, warta była kilku godzin sprzątania. Tak wygląda szczęście. Rzadko je teraz widuję.

Mogłam kiedyś robić wygłupy, śpiewać tak, jakby nikt nie słuchał, tańczyć tak, jakby nikt nie patrzył, uważając, aby nie przydeptać małych stópek. Dlaczego tak rzadko to robiłam?

Oblepione buzie nie dają już lepkich całusów. Nikt nie biegnie na moje przywitanie dosłownie łamiąc sobie nogi, z dzikim okrzykiem MAAAAAAAMAAAAAAA, aby za chwilę skoczyć mi na szyję. Nie muszę nikogo nigdy uciszać na widok lodów. Jem je teraz bez fajerwerków. Nie smakują tak samo.

Mogę spokojnie przejść ulicą, bez zachwytu nad każdym psem, motylem czy fontanną. Świat znowu wydaje mi się taki śmiertelnie poważny i głównie smutny.  

W nocy nic mnie nie budzi o 5 nad ranem. Już prawie nie pamiętam, jak to było usłyszeć wtedy prosto do ucha „mamusiu bojem siem”. Nie budzę się powykręcana, w plątaninie stópek i rączek, z lalką Barbie wbitą w bok. Nic mnie już tak za serce nie ściska, jak widok mojego rumianego, śpiącego przedszkolaka.

Nie muszę już szukać inteligentnej odpowiedzi na pytanie „a dlaczego”. Mój zasób słów i pomysły bardzo się skurczyły.

Mam tyle czasu, a nie wiem na co go wykorzystać. Kiedyś miałam trójkę dzieci, pracę, dom i hobby. Moje życie było szczęśliwe i spełnione. A i tak stale mówiłam „zaraz”, „za chwilę”, „jestem teraz zajęta”.

Nie robię już nikomu awantury o rozrzucone klocki. W moim dywanie nie czają się pułapki z Lego. Jestem dużo mniej kreatywna niż wtedy, kiedy przyszło mi z Lego zrobić kucyka, czy narysować Krainę Lodu. Bywało, że mi się nie chciało. Ważniejszy był obiad na stole, porządek w szafce. A mogłam przecież jeszcze dorysować Olafa, zobaczyć ten błysk w małym oczku i usłyszeć niezgrabne brawa.

Mogę oglądać filmy o kolejnych morderstwach i wyścigach o kasę, w których wcale na końcu nie wygrywa dobro i nie mają pouczającego morału. Czasami w sekrecie oglądam Shreka, którego kiedyś znałam na pamięć. Kiedy to było?

Nie pamiętam już, ile kosztowały spodnie, które podarły się w trakcie pierwszych lekcji jazdy na rowerze. Pamiętam za to wzrok mojej córeczki, kiedy głośniej na nią krzyknęłam, żeby bardziej uważała.

Mogę jeździć po świecie i oglądać Carmen. Bez mrugnięcia okiem zamieniłabym się jednak tym biletem do Wiedeńskiej Opery na miejsce na dziecięcym krzesełku na Dniu Matki w przedszkolu. Córka kazała mi schować aparat, żebym mogła bić brawo dwoma rękami. Nigdy tego nie zapomnę.

Nie pozwalałam bawić się codziennie w księżniczki i biegać gołymi stopami po trawie. Sukienki miały czekać na specjalne okazje. A przecież każdy dzień z nimi to była specjalna okazja.

Chciałabym umieć sobie przypomnieć jak smakują maliny jedzone garściami, prosto z krzaczka, rozgniatane w małych rączkach, już nie pamiętam.

Nie potrafię sobie przypomnieć prawdziwej radości mojego synka, kiedy prawie bez oddechu zaśmiewał się na huśtawce i wołał „husiu jesce mamusiu”. Pamiętam za to, że bywało, że nudziło mnie to granic.

Mogę odnosić sukcesy, robić karierę, zdobywać szczyty. Nic nie przynosi jednak takiej satysfakcji jak ich pierwsze niezgrabne kroki i słowa. To „mamamamamama” odbierało kiedyś oddech.

Jem w ciszy kolację, nie muszę nikogo karmić, w myślach nie robię notatek „nigdy więcej ryżu”, wybierając go na kolanach z podłogi. Ale i nie odczuwam tej satysfakcji, kiedy moje dziecko wykrzyknęło, że mama robi lepsze, jedząc spaghetti w restauracji. Nigdy nie zdarza mi się od dorosłych, do których przecież kiedyś uciekałam od dzieci, usłyszeć „mmmmmm, piszne”!

Mogę siedzieć na krakowskim rynku, powoli pić kawę i rozkoszować się chwilą. Dlaczego więc jedyne, co w tej chwili pamiętam to randka, na którą zabrałam córkę? Piła swoją kawę dla dzieci, rozsypywała cukier na stoliku i mówiła „jesteś moją najlepsą psyjacielką mamusiu”. Okulary słoneczne zakrywały wtedy łzy wzruszenia.

Chciałabym znowu móc poczuć się potrzebna, niezbędna wręcz, jak wtedy, kiedy dzieci były chore, a ja godzinami czuwałam przy ich łóżku. Wtedy przewracałam oczami na najmniejszy sygnał kataru, wzdychałam „znowu choroba” i szukałam opiekunki, która mnie w tym czuwaniu zastąpi.

W moim domu umilkły głośne kłótnie, gwar, śmiech, wołania. Kiedyś bolała mnie od nich głowa, marzyłam, aby zamilkły. Teraz oddałabym wiele, aby je znowu usłyszeć otwierając mój pusty, lśniący czystością dom.

Nie muszę nikogo godzinami usypiać, małe rączki nie kładą już mojej ręki na swojej małej czuprynce i nie proszą „głaskaj mnie długo”. Nie pamiętam już, do czego wtedy się tak spieszyłam, a przecież bywało, że to długie usypianie mnie irytowało.

Chciałam, żeby moje dzieci były większe, umiały same zjeść obiad, założyć buty. Teraz, kiedy są duże i widuję je tylko od święta, oddałabym wszystko, aby wrócić się do roku 2015, kiedy miały cztery lata.

Tekst zdobył tytuł Tekst Roku 2015 w konkursie Blog Roku organizowanym przez Onet.

Dziękuję, że tu jesteś! Mam nadzieję, że ten tekst był dla Ciebie wartościowy. Jeśli masz ochotę, zostaw po sobie ślad:

– Zaobserwuj mnie na Instagramie i dołącz do mojej społeczności, gdzie znajdziesz całą masę wzruszeń, przepisów, promocji i podpowiedzi! Odpisuję na komentarze i wiadomości, więc pisz do mnie śmiało!
– Zostaw tu komentarz, porozmawiajmy! Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim też ze znajomym. To dla mnie ogromna motywacja do dalszego tworzenia.
– Zapisz się do mojego newslettera, dzięki temu będziesz na bieżąco i nie ominą Cię żadne sekrety przeznaczone tylko dla najwierniejszych czytelników.
– Zerknij do mojego sklepu, znajdziesz tam moje bestsellerowe e-booki i produkty niespodzianki!

448 komentarzy

  1. Dopiero natrafiłam na ten tekst… Ale może w najlepszym możliwym czasie. Czytałam, głaszcząc rosnący brzuch z dwoma Cudami, i płakałam jak bóbr. Już nie myślę – niech szybko miną pierwsze dwa, trzy lata, potem jakoś to będzie… Dziękuję serdecznie 🙂

  2. Czytam chyba już 3 raz. Oczywiście ze łzami w oczach. Jest super i właśnie tego mi czasem trzeba <3 dziękuję 🙂

  3. Dzięki za taki cudowny opis rzeczywistości. Na co dzień nie dostrzegamy tego. A tak na prawdę każdy dzień z dzieciakami jest na wagę złota.

  4. Wspaniały wpis, krzepiący i pomagający. Łapię się czasami na tym, że tracę szansę obcowania z córką na rzecz czynności, które mogę wykonać zawsze i przeszywa mnie wtedy dziwny lęk.
    Pozdrawiam AK

    http://wyspanedziecko.wikidot.com/

  5. Jaki piękny tekst…! Aż się wzruszyłam 🙂 Czytając go, wyobrażałam sobie moją mamę, która wiele z tych zdań mogłaby wypowiedzieć.

  6. Tekst faktycznie jest świetny. Ale jesli Twoje dzieco w 2015r mialy 4 lata to znaczy ze teraz maja 6 czyli wciaz sa male i wciaz C8ebie potrzebuja. Nadal nie umoeja wszystkiego i nadal robia balagan…a Ty piszesz o pustym domu…nie bardzo rozumiem. Pozdrawiam

  7. Dziękuję. Było mi to bardzo potrzebne. Po przeczytaniu jeszcze bardziej żałuję pójścia do pracy. (Zaledwie 15 dni temu). 🙁 🙁

  8. Szacunek za to wykonanie ,za prawde i zycie ktore jest tak piekne lecz tego nie zauwazamy na codzien .Wszystko co powinno byc przekazane osiagnela pani w jak najlepszym tego wydaniu,gratuluje

  9. Łezy jak grochy. Ale łezy wzruszenia. A dziś słysząc proste „tśi” na pytanie ile masz już latek buzia mi się cieszyła przeogromnie. Choć wspomnienie z przed dokładnie 3 lat narodzin drugiego syna to ból, później strach a na koniec kosmiczna radość. I wiem że to jest najwspanialsze , właśnie rodzicielstwo.

  10. A mnie się wydaje, że tekst obrał złą perspektywę. Zawsze tęskni się do tego co było kiedyś. Nasze dzieciństwo było taaaakie wspaniale… Naprawdę? Dlatego takie było, bo pamięta się dobre chwile. Jak dzieciaki podrosną tęskni się za tym co w artykule. Nikt nie pamięta zmęczenia, kiedy dzieci tygodniami chorują, kiedy marudzą, bo nie chcą jeść wielu rzeczy, kiedy już wychodzisz, a ono wylało na siebie sok, kiedy wieczorem padasz na twarz, a dzieci krzyczą bawmy się mamusiu, itd. Nie wolno myśleć jak w artykule. Żyjmy chwilą, nie wspomnieniami! Dzieci podrosły? Weźmy je do kina, do skate parku, muzem, mają jakąś pasję? Starajmy się jakoś w niej uczestniczyć. Dzieci są duże? Jedzmy z mężem na weekend, róbmy karierę, idźmy na fitness, spotkajmy się z koleżankami. Matki, błagam miejcie swoje życie, swoje marzenia, plany, hobby i róbcie coś dla swojej przyjemności!

  11. Mam 22 lata i jeszcze nie w głowie mi zakładanie rodziny, dzieci… ale popłakałam się czytając Twój tekst.. Może dlatego, że „już nie pamiętam” jak ..byłam małą dziewczynką. Jest tak delikatny, wzruszający, sentymentalny.. Dziękuję za tę chwilę pięknych wspomnień.
    Gratulacje i wszystkiego dobrego 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *