Jestem normalną matką.

Należę do nielicznych matek, które szczycą się tym, że są normalne. Jestem normalną matką. Zwyczajną. Taką, która robi wiele rzeczy, które zapewne nie pasują do ideału. I absolutnie nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów.

Puszczam moim dzieciom bajki!

Na przykład tutaj pokazałam zdjęcie z wakacji, na którym moje trojaczki oglądają bajkę, a ja piję kawę. Przyznaję się do tego bez żadnego wstydu. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie sądzi, że kiedy moja trójka budzi się o 5 rano w sobotę, ja wyciągam pianino i śpiewamy serenady. Nie chce mi się układać wtedy puzzli, składać wymyślnych konstrukcji z lego, ani nawet uczyć nikogo, jak napisać słowo kotek. Jestem nieprzytomna i olewam. To nie jest dla mnie godzina wygrywania konkursów na idealnego rodzica. Tak, naprawdę, z premedytacją i pełną świadomością, idę na skróty. Bo wiem, że żyjemy w 2016 roku i moje dzieci nie uciekną od techniki. Sama nie mieszkam w jaskini na pustyni i kiedy wieczorem mam ochotę na relaks, puszczam sobie serial. Wcale od niego nie głupieję, nie tyję na potęgę i nie przeszkadza mi to w rozwoju. Bo klucz jest w słowie umiar. To, że puszczę moim dzieciom dobranockę, a już wkrótce, w szarobure wieczory, rozrywką będzie film, który całą rodziną obejrzymy pod kocem, nie oznacza, że coś zaniedbałam. Po prostu, nie okłamuję ani siebie, ani moich dzieci, kiedy mówię, zróbmy sobie przerwę. Czasami potrzebuję tej bajki. Wtedy, kiedy gdzieś wyjeżdżamy, a ja muszę nas spakować, kiedy muszę dokończyć obiad, a dzieci są akurat w stanie wojny. Nieraz ta bajka ratuje mi tyłek i nerwy. To moment wytchnienia, próba kupienia odrobiny czasu, sposób na wypicie gorącej kawy. Wcale nawet nie patrzę na zegarek, odmierzając minuty, które moje dzieci spędzają przed tv. Tak samo nie robię tego wtedy, kiedy wesoło się bawimy, czytamy, śpiewamy, gramy, jeździmy i uczymy się nowych rzeczy. Mam to osobiście gdzieś. Jest czas na bajkę, jest czas na kreatywne zabawy i naukę.

Zamawiam pizzę.

Zawrzało, kiedy opublikowałam lekko ironiczny opis trzydaniowego obiadu, który zrobiłam dzieciom w wolny poniedziałek, składający się z eko-sreko warzyw bez chemii, szczęśliwej kury, lodów z kalafiora posypanych chia, a pod nim zdjęcie moich dzieci pałaszujących pizzę. Jak na moje skromne kilkanaście tysięcy fanów, ten post miał ponad 1200 polubień, absolutny rekord! Nieustannie zadziwia mnie to, że pod tym postem było wiele komentarzy „uff, już myślałam, czytając opis, jaka to ze mnie wyrodna matka”. To prawie tak, jakbyśmy szukały potwierdzenia, że nasza codzienność, a my w niej tacy normalni, jest ok. A przecież jest! Tak bardzo jest. Bo w większości domów tak to wygląda. Jest czas na przewrócenie każdego kąta do góry nogami, wystrojenie się po kokardy i trzydaniowy, wypasiony obiad, nawet z cappuccino z pomidorów i kompotem z liczi i jarmużu, a co! I jest miejsce na pizzę na telefon, ogarnięcie rynku i pójście spać bez kąpieli. Nie dajmy się zwariować, można próbować różnych rzeczy, poddawać się wielu modom i mieć focha na różowy kolor, bo nasze dzieci mają nosić wszystko bure. Ale nie dajmy się zwieść przekonaniu, że coś, co jest normalne, jest dziwne i powinno przyprawiać nas o wyrzuty sumienia, bo nie pasuje do rozdmuchanego ideału wykreowanego przez specjalistów od marketingu. Ktoś przecież kupuje ubrania z Lidla i żarcie z Biedry. Też i ja. Przez pięć lat życia moich dzieci nie zrobiłam ani raz pierogów. Znalazłam za to mamę, od której je kupuję. Chcę myśleć, że pomagamy sobie. Ja dokładam małą cegiełkę pomocną do rozwijania jej małego biznesu, ona pomaga mi w ten dzień, kiedy idę na skróty. Dla mnie to wygrana – wygrana.

Traktuję moje dzieci jak ludzi.

Małych, ale jednak ludzi, którzy muszą się nauczyć, że nikt nie rodzi się z osobistym niewolnikiem. Wrzucam na luz, kiedy tylko mogę, żeby nie brzmieć jak zdarta płyta z zestawem skarg i zażaleń, nie rób, nie dotykaj, zostaw. Moje dzieci muszą zrozumieć, że nie jestem w stanie spędzać z nimi każdej sekundy. Tak, jak nie mogłabym zdzierżyć nikogo innego 24 godziny na dobę, tak i dzieci mnie po jakimś czasie męczą. Mówię otwarcie, kiedy potrzebuję od wszystkich odpocząć. Nie uważam się za wyrodną matkę z takim poglądem. Nudzi mnie ta sama zabawa dwie godziny pod rząd, nie potrafię wykrzesać z siebie entuzjazmu do udawania pieska przez pół dnia. Możliwe, że jestem już za stara na takie numery. Powiem szczerze, że nie pamiętam, aby rodzice przytłaczali mnie swoją natarczywością, chociaż byłam przecież jedynaczką! Nikt za mną nie dreptał na placu zabaw, nie zerkał non stop z kim i o czym rozmawiam, na plaży nie wysnuwał monologów o fizycznych właściwościach piasku i próby odpowiedzi na pytanie dlaczego woda jest niebieska. Nie bawili się ze mną całymi dniami i pamiętam, że dawali mi żetony na zjeżdżalnię, na której bywało, że spędzałam cały wakacyjny dzień, a rodzice tylko na mnie spoglądali, grając ze znajomymi w karty. A potem pozwalali mi zjeść tyle lodów, ile potrafiłam unieść. To są najlepsze moje wspomnienia z dzieciństwa, wcale nie kreatywne zabawy monotonnie wałkowane godzinami.

Nie każę? Nie krzyczę? Nie straszę? Nie ignoruję? Jasne. Staram się. Ale, tak samo jak z dorosłym całkiem światkiem, stosuję szereg zagrywek, które pozwalają mi przetrwać, nie urazić niczyich uczuć i osiągnąć jakiś cel. Bliskim też nie wywalam codziennie kawy na ławę, czasami coś podkoloruję, ubarwię, celowo ukryję. To samo z dziećmi. Kiedy puszczają nerwy, bywa, że krzyknę, postraszę i zignoruję kilkulatka, który próbuje coś kolejny raz wymusić.

Jestem normalną matką. Zwyczajną. Taką, jak Ty!

Mimo tego, że urodziłam dziecko, nie zamieniłam się w perfekcjonistkę, dążącą do nagrody w wyścigu do jakichkolwiek tytułów. W moim życiu jest miejsce na spinanie pośladków, ale i na wrzucenie luzu. Tak samo jak i Ty nie należę do (cytat pochodzi od czytelniczki, Ani – kochana, był najlepszy! Brawo! Wygrałaś Internety!) „wysypu do bólu poprawnych mamusiek, które jak z rękawa sypią do swoich dzieci tekstami rodem z poradników z Internetu, czy książek o tym, jak być rodzicem idealnym! To wieczne gadanie do dziecka (oczywiście zdaniami złożonymi pełnymi, bez zdrobnień typu kiciuś – trzeba powiedzieć „ssak czworonożny futerkowy, z rodziny kotowatych, udomowiony około XVII wieku”) mnie już nie bawi, a momentami po ludzku wkurza! Nie możesz powiedzieć dziecku „nie wiem kochanie, dlaczego ta huśtawka huśta się w przód i w tył”, musisz powiedzieć, że „zgodnie z zasadami fizyki…..” i to wszystko kierowane do trzylatka!!! Ludzie!! Nie możesz powiedzieć „przestań już płakać! chyba aż tak bardzo nie boli, co? jesteś facet!” ooo….tu już pojawiają się spojrzenia pod tytułem „co za zła matka! Tłumi uczucia dziecka”. Koniecznie musisz powiedzieć „rozumiem twoje uczucia, podejrzewam, że jest ci smutno, że przeszywa cię ból, bo przewróciłeś się na żużlu i krwawi ci kolano (zasadę krwawienia z rany wytłumaczę ci w domu)”.

Dobija mnie poprawność za wszelką cenę i wyrzuty sumienia, że nie jesteśmy takie, jak ktoś wmawia nam, że mamy być. Zachowajmy we wszystkim umiar i dajmy sobie żyć. Jest nas strasznie dużo, właściwie nie wiem, skąd biorą się te idealne wizje. Nauczmy się głośno mówić, że normalna mama jest super.

Dziękuję, że tu jesteś! Mam nadzieję, że ten tekst był dla Ciebie wartościowy. Jeśli masz ochotę, zostaw po sobie ślad:

– Zaobserwuj mnie na Instagramie i dołącz do mojej społeczności, gdzie znajdziesz całą masę wzruszeń, przepisów, promocji i podpowiedzi! Odpisuję na komentarze i wiadomości, więc pisz do mnie śmiało!
– Zostaw tu komentarz, porozmawiajmy! Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim też ze znajomym. To dla mnie ogromna motywacja do dalszego tworzenia.
– Zapisz się do mojego newslettera, dzięki temu będziesz na bieżąco i nie ominą Cię żadne sekrety przeznaczone tylko dla najwierniejszych czytelników.
– Zerknij do mojego sklepu, znajdziesz tam moje bestsellerowe e-booki i produkty niespodzianki!

6 komentarzy

  1. A ja mam inne obserwacje… na zwykłej szarej ulicy na co dzień widzę matki, które nie mają cierpliwości, które dziecku nic nie objaśniają, nie tłumaczą tylko ciągle odpychają. Wciąż słyszę nie teraz, nie mam czasu, rozmawiam, idź się pobaw. W życiu na pytanie co to za zwierzę nie usłyszałam odpowiedzi typu: “ssak czworonożny futerkowy, z rodziny kotowatych, udomowiony około XVII wieku. Z reguły zniecierpliwiona matka, której pytanie sprawia kłopot tylko warczy na dziecko. Wczoraj byłam na poczcie: syn (ok 10-11 lat) pyta: co to jest? matka mówi: paczka…. dziecko się śmieje…kaczka jaka kaczka? mówiłam paczka. Nie , powiedziałaś kaczka. Matka wpadła w furię wręcz, wrzeszczy na dziecko: uspokój się, głuchy jesteś, na uszy ci się rzuciło, do psychiatryka się zgłoś, na Babińskiego pojedziesz (szpital psychiatryczny w Krakowie)…. takich sytuacji jest mnóstwo. Jasne nie ma nic złego, w pizzy, ciastku czy bajce…. ale dziś dzieci wiszą przed ekranem po kilka godzin, kolejne kilka zajmuje tablet. Byłam kilka razy z córką na wycieczce klasowej (klasa druga), jako opieka…dzieci jadą tramwajem i grają na telefonach, czekają na rozpoczęcie się spektaklu …też grając. A plecaczki wypchane batonikami, ciasteczkami i słodkimi sokami. Ja myślę że dziś mnóstwo rodziców idzie na skróty…. po pracy mają siłę tylko na to aby zamówić pizze czy kupić mrożone pierogi. Dziś mało kto gotuje w domu. Jakie oburzenie było u nas w szkole jak wycofali słodycze ze sklepiku szkolnego… ale jak kto? dlaczego? co za durny pomysł! nie bedzie nikt mi mówił co ma moje dziecko jeść. Moje dzieci od czasu do czasu zapraszane są na urodziny…. nigdy nie widziałam aby ktoś sam upiekł tort. Wszystko kupione. Jakieś ciastka paczkowane, chipsy, paluszki…. czasami się zastanawiam czy to ja jestem normalna dbając o to co jedzą dzieci, robiąc im kanapki do szkoły czy gotując domowy obiad.

  2. Ja mam wrażenie, że cały ten idealny model został stworzony dla robotów, ludzi „lepszego sortu”,:-):-);-), dla których najważniejsze jest trzymanie standardów. Trudno być rodzicem idealnym i trzymać się sztywnych reguł i zasad. Moim zdaniem, każdy z nas, i rodzice i dzieci, ma prawo do własnego życia i rozumowania. P.S. U mnie w domu nie ma telewizora ani tabletów; my nie oglądamy telewizji, a dzieci bajek. Mamy tylko laptopy, ale przychodzą takie momenty, że włączam dzieciom bajkę. I one mają rozrywkę (która jest pod moją kontrolą) i ja mam czas dla domu albo siebie.
    P.S. I też nie jestem idealna, bo pracuję zawodowo na pełen etat. A to też przestępstwo, jak twierdzą niektórzy;-)

  3. Łatwo być rodzicem idealnym w internecie. Opisać swoje wspaniałe cudowne życie, wrzucić kilka perfekcyjnych zdjęć. Jak kiedyś opisałaś zrobić zdjęcie na 1m2 białej podłogi etc Wysoko stawiają wyimaginowaną poprzeczkę a potem matki płaczą bo nie mają czasu, siły, pomysłów na kreatywne zabawy. Ich dzieci nie chcą jeść zdrowych posiłków i wolą cukierki niż marchewkę. Ja nie pamiętam żeby moja mama całymi dniami bawiła się ze mną na podłodze za to pamiętam jak lepiłam z nią pierogi, jak biegałam z koleżankami z sąsiedztwa po lasach (wychowałam się na wsi), a po szkole siedziałam u babci a nie na 15 dodatkowych zajęciach. I uważam że moja mama była (jest) najlepsza matką na świecie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *