Dieta cud. Będzie cud jak schudnę.

Są takie chwile w życiu każdego człowieka, kiedy wizja, bądź też groźba, bikini, szortów i mini definitywnie każe spojrzeć na siebie bardziej krytycznym okiem. Spoglądam i ja. W mojej prawie już dwudziestoletniej (sic!) karierze ofiary diet, wypróbowałam wszystkiego. Dieta cud jednak istnieje! W końcu ją znalazłam!
Niestety nie urodziłam się chuda, nie kurczę się na starość (no jak to?), kocham gotować z założeniem, że z masełkiem wszystko lepiej smakuje i na złość – kocham jeść. Mam na swoim koncie kilka sukcesów na tym polu. W USA w trakcie depresji zjadłam na raz 5 litrów lodów. Przeżyłam dzień, kiedy wszystkie trzy posiłki zjadłam w Maku. Wciągnęłam 300 gramową tabliczkę czekolady. W ciąży sama zeżarłam kubełek KFC dla dwóch. No co? Przecież mogłam za czterech! I takie tam.
Stale się odchudzam, a słowo dieta towarzyszy mi na co dzień. Tak więc wypróbowałam już kilka diet cud:
—Dieta kapuściana – jesz ile chcesz odchudzającej zupy kapuścianej. Pomyślałam sobie – no to super jak ile chcę, nie będę głodna. Zupa śmierdzi, śmierdzi w całym domu, Ty też walisz kapuchą. Zjadłam 4 talerze nawet ze smakiem. Potem chudłam, bo nie jadłam nic, a na zupę nie mogłam patrzeć.
—Dieta Kopenhaska – dietka 13-dniowa, prosta, łatwa i przyjemna. Jadłospis mało skomplikowany, na przykład:
dzień 7
– posiłek nr 1 – herbata bez cukru
– posiłek nr 2 – grillowana pierś kurczaka – 150 g, owoc – 1 szt.,
– posiłek nr 3 – nic
O dziwo, nie byłam głodna na tej diecie, to pewno przez to nic, co go się tyle najadłam.
—5:2 – przez pięć dni w tygodniu wpieprzasz na co masz ochotę, a przez pozostałe dwa po 500 kalorii. Twórca diety zaleca spożywanie w te dni śniadania i kolacji, przez co pomiędzy posiłkami tworzy się 12-godzinny post. Odkrył chłop Amerykę, że głodówki pomagają w utracie wagi. Hellooo. W sumie dieta mnie nie przekonała, efekt był tylko na początku i tylko po 2 dniach “glodnych”.
—Dieta Cambridge – przyjaciółka się zawzięła i dużo na niej schudła. A potem jej siostra. Pomyślałam sobie: czemu nie, co mi szkodzi? Dieta oparta jest na gotowych koktailach, zupach i batonach. Też w sumie koncept prosty, szczególnie zachęcają batony. No bo kto to widział, żeby na diecie jeść czekoladowy batonik? Na obiad? Niestety – batony smakują jak kawałek deski, zupy jak woda z vegetą, a koktaile jak rozmokły papier. Dałam radę tydzień.
—Dieta Ducana czyli odchudzanie dla odważnych. Czyli dla mnie. Przecież w końcu ja? Ja się niczego nie boję! Nawet utrata zdrowia mnie nie zniechęciła. Dieta jest dość łatwa, w telegraficznym skrócie trzeba odstawić wszystko i jeść tylko białko (czyli kurczaka, jajka i chudy nabiał). Po tygodniu napierdzielała mnie wątroba, żołądek, a po dwóch w głowie kołatała się jedna myśl – co było pierwsze? Jajko czy kura? Bo pewne było, że wkrótce zamienię się albo w jedno albo w drugie.
—Gotowie diety dostarczane w pięknych kartonikach pod sam próg. Czyli na przykład lightbox.pl. Dieta jest zdrowa, zbilansowana, pyszna. Nic nie robisz, ani zakupów, ani garów. Jesz zdrowo, estetycznie, pysznie. I chudniesz! Dużo, bo Twój porfel robi się pusty jak komora maszyny losującej przed zwolnieniem blokady. Dieta jest mega droga. Mniemam, że na jej koszt składa się głównie wynagrodzenie celebrytek ją reklamujących.
W końcu pomyślałam sobie, że stara jestem i już nie dla mnie te wszystkie diety cud, katorgi i poświecenia na nic. Wymyśliłam własną dietę, która działa na mnie już od kilku lat pozwalając na cieszenie się wciąż tym samym rozmiarem ciuchów i jako takim zdrowiem.
Po prostu przez 5 dni w tygodniu jestem “zorganizowana i poważna, uczesana i przezorna”. Jem zawsze śniadanie – płatki, owsiankę, koktajl albo kanapkę. Na obiad jem jedno danie, nawet jeśli jem schabowego, to jem go z sałatką, rezygnuję z ziemniaków. W tygodniu nie piję w ogóle alkoholu. Staram się jeść pięć posiłków dziennie. Drugie śniadanie i podwieczorek to najczęściej owoc, sałatka, baton musli, garść orzechów lub chudy jogurt, czy kefir. W tygodniu nie jem słodyczy. Za to na weekend zawsze mam w domu deser, najlepiej, jeśli zrobię go sama. Jest to wtedy dla mnie święto. Nie piję w ogóle nic kolorowego gazowanego. Soki też ograniczyłam do śniadania w niedzielę. Mają dużo kalorii, lepiej zjeść po prostu owoc. Zrezygnowałam zupełnie z czipsów, drożdżówek, białego pieczywa, batonów. Nie tęsknię, bo jest tyle innych pysznych. Ćwiczę. Aktualnie prawie codziennie, ale dwa razy w tygodniu zawsze udawało mi się wcisnąć w grafik. Jeśli jestem bardzo zajęta, jest to godzina w sobotę i godzina w niedzielę, kiedy mogę wymienić się z mężem przy dzieciach. Kawę piję albo z odrobiną chudego mleka, albo czarną! Już kilka lat! Kiedyś wydawało mi się to niemożliwe, a teraz już biała tak bardzo mi nie smakuje. Policzyłam sobie, że pijąc trzy kawy latte dziennie wciągałam 3 szklanki mleka, gdzieś pomiędzy, bo przecież nie można tego nazwać posiłkiem. Do herbaty dodaję miód. Przynajmniej raz w tygodniu jem rybę. W weekend na moim stole będzie i pizza i ukochane tajskie i wino. Wiem, że mogę sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa, bo w poniedziałek znowu wrócę do zdrowej diety. Nie katuję więc ani znajomych ani siebie. Nie wyobrażam sobie weekendu bez czegoś pysznego.
Chcesz żyć zdrowiej? Chcesz czuć się lekko? Oto kilka moich wskazówek:
Zapisz sobie z ręką na sercu wszystko to, co jesz każdego dnia, przez tydzień. Potem usiądź i przeanalizuj. Jeśli nie znasz się dobrze na kaloryczności potraw, skorzystaj z kalkulatora. Dietetycy biją na alarm, że głównymi czynnikami przyczyniającymi się do otyłości jest to, co jemy pomiędzy posiłkami. A tu kawałek czekoladki, a tu kawa z mlekiem skondensowanym stopińdziesiąt kalorii, a tu kilka paluszków, a to kawałek sera w oczekiwaniu na odgrzewany właśnie obiad, banan itp. Z tych rzeczy robi się bardzo dużo niepotrzebnych kalorii. Zobacz ile z tych rzeczy możesz łatwo wyeliminować lub zastąpić czymś zdrowszym i mniej kalorycznym. Stale prowadzę dziennik (aplikacja w telefonie), dzięki temu wiem, że o, ciasteczka już dziś nie będzie, bo było rano. Pomaga.
Zrezygnuj ze wszelkiego syfu. Pączki, drożdżówki, komercyjne ciastka, chipsy – oprócz tłuszczów trans nic dobrego w sobie nie mają. To powinno być jedzenie od święta, nie część zbilansowanej diety. Najlepiej po prostu nie kupuj tych rzeczy, aby nie kusiły.
Ogranicz potrawy mączne – pierogi, racuchy, naleśniki. Zero wartości odżywczych, jesz tylko dla smaku i zabicia głodu. A jeśli tak, to pamiętaj – minutę w ustach, godzina w żołądku, na zawsze w biodrach. Nie warto.
ZAWSZE zjedz śniadanie i obiad. Jeśli chcesz olać jakiś posiłek – nie jedz dużej kolacji, zastąp ją warzywami. Śniadanie podkręca metabolizm, który został przez noc uśpiony. Daje Ci energię na cały dzień, odżywia umysł i mięśnie.
Jedz węglowodany ale wybieraj te zdrowe – kaszę, ryże, ciemne pieczywo, pełnoziarnisty makaron. Mamy ogromny wybór w sklepach – eksperymentuj, aż znajdziesz coś, co polubisz Ty i Twoja rodzina. Całkowite wyeliminowanie czegokolwiek z diety zwykle rodzi frustrację. Lepiej codziennie zjeść małą kromkę chleba, niż wyeliminować go zupełnie z jadłospisu, po czym w chwili słabości zjeść bochenek.
Rób zakupy z głową (najlepiej przez Internet, o czym pisałam tutaj – unikniesz wielu niezdrowych pokus). Miej zawsze w torebce i lodówce coś zdrowego, gdyby napadł Cię nagły głód. Dobre jogurty, sałatki, marchewki do chrupania, owoce, orzechy, chrupkie pieczywo.
Jeśli możesz sobie na to pozwolić – zainwestuj w dobre jedzenie. Prawdziwy sok, niesłodzony dżem, w którego składzie są same owoce, świeże mleko, jajka z 0 na pieczątce, jeśli parówka, to z maksymalnej ilości mięsa, steki, bardzo dobrej jakości ciemny chleb na zakwasie.
Patrz na skład jedzenia. Na początku zajmie Ci to trochę czasu, ale jak nabierzesz wprawy, będziesz wiedzieć, czego unikać. Popularna teraz pastella ma aż 380 kalorii w 100g! Czyli jeśli zjesz dwie kromki białego chleba z pastellą, to wciągniesz ok 600 kalorii. Do tego kawka z mlekiem skondensowanym i 750 kalorii z głowy. Wędliny w których nie ma mięsa, przetwory w których nie ma warzyw. Uważaj.
Ograniczaj rzeczy wysoko przetworzone, które nie przypominają niczego, co istnieje w naturze – kiełbasa, majonez, pasztet. Jeśli masz na nie ochotę – wybierz te prawdziwe lub zrób własne.
Ogranicz słodycze, najlepiej piecz to, na co masz ochotę. Jest kilka deserów, które są łatwe do przygotowania. Zapamiętaj – nawet najbardziej kaloryczny deser zrobiony w domu jest dla Twojego zdrowia lepszy niż cokolwiek kupionego w sklepie.
Pij wodę. Dużo wody. Miej ją zawsze przy sobie i kiedy masz napad głodu, najpierw napij się wody. Do wody można dodać cytrynę lub limonkę, można pić wodę gazowaną.
Jedz 5 posiłków dziennie. Posiłkiem pomiędzy tymi trzema głównymi może być na przykład banan czy garść orzechów, więc na nic wymówki, że kto by miał czas na przygotowanie pięciu posiłków.
Fajnie byłoby ćwiczyć, ale nie katuj się. Znajdź coś, na co możesz sobie pozwolić czasowo, finansowo i wytrzymałościowo. Możesz iść na basen, na nordic walking, pośmiać się na zumbie, porozciągać na jodze, grać w piłkę z kumplami. Nie musisz od razu biec maratonu. Rób coś, co Ci sprawi przyjemność. Pisałam o tym tutaj. Nie przejmuj się jednak – odżywianie jest najważniejsze. Twój wygląd to w 70% to co jesz, a tylko 30% ruch. Chudy tyłek powstaje w kuchni, nie na siłowni (co innego zgrabny) 🙂
Posłuchaj swojego ciała, przeanalizuj swój tryb życia i znajdź coś dla siebie, co będzie służyło Ci na lata, a nie jak diety cud – na tydzień.
No? To do roboty! Powodzenia!
Dziękuję, że tu jesteś! Mam nadzieję, że ten tekst był dla Ciebie wartościowy. Jeśli masz ochotę, zostaw po sobie ślad:
– Zaobserwuj mnie na Instagramie i dołącz do mojej społeczności, gdzie znajdziesz całą masę wzruszeń, przepisów, promocji i podpowiedzi! Odpisuję na komentarze i wiadomości, więc pisz do mnie śmiało!
– Zostaw tu komentarz, porozmawiajmy! Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim też ze znajomym. To dla mnie ogromna motywacja do dalszego tworzenia.
– Zapisz się do mojego newslettera, dzięki temu będziesz na bieżąco i nie ominą Cię żadne sekrety przeznaczone tylko dla najwierniejszych czytelników.
– Zerknij do mojego sklepu, znajdziesz tam moje bestsellerowe e-booki i produkty niespodzianki!
Ja ćwiczę głównie zimą w domu-codziennie po 15-20 minut, nie jadam kolacji, obiady nie do syta. Mam codzienny limit na słodycze. I o dziwo zimą jestem suchmelec, zaokrąglam się latem, bo mam ogromną słabość do owoców naszych polskich i lodów 🙂
KOCHAM lody i polskie truskawki. Mniam. Widzę, że masz niezły rygor. Tak trzymać, trzeba się codziennie pilnować, żeby być w formie. Wtedy nawet sporadyczne grzeszki ujdā 🙂
Jedyna dieta jaką uznaję to wpierdzielać mniej. Do tego ćwiczenia i masz apetyczne ciałko 😉
Co racja to racja! Szkoda, że tyle mi lat zeszło na zrozumienie tego 🙂
Ja obecnie ważę tyle co w liceum.Miałam na studiach ciut więcej ciała chwilowo.Ale nie przepadam za czekoladą czy ciastem. Jem generalnie wszystko, ale w rozsądnych ilościach.Gdybym sobie odpuściła i nie dbała o to co jem, to pewnie w drzwiach bym się nie zmieściła, bo puszystość to u mnie cecha rodzinna 🙂
Ja też mam skłonności do tycia. I też jak tylko się nie pilnuje, np na wakacjach, wracam kilka kilogramów cięższa. Ja lubię wszystko, co tuczy, ale jakoś już się pogodziłam z tym, że jest to chwilowa przyjemność, często niezdrowa, a potem muszę się katować, więc naprawdę nie warto. Przez to, że się pilnuję, potem mogę sobie pozwolić zjeść kawałek urodzinowego tortu, czy iść z dziećmi na pizzę. We wszystkim musi być umiar. Moja waga się waha, ale raczej nigdy nie ważę więcej niż w moich zdrowych granicach.
Super rady i popieram je w 100% a i z tych Twoich poprzednich diet usmialam sie setnie :)))
Sama się uśmiałam jak to pisałam, ach to już tyle lat z tymi dietami 🙂
przypomniała mi się dieta 13-dniowa… w czasie studiów 😀 to były czasy… a po zakończeniu diety pojechałyśmy z psiapsiółą do jej mamy i wpieprzałysmy łazanki 😀
co do diet – w moim przypadku działa jedynie silna wola, odstawienie słodyczy, rezygnacja z posiłków po 18stej i liczenie liczenie (kalorii, rzecz jasna) – na razie mam kryzys silnej woli ;/
Ha ha łazanki po diecie :))) Silna wola + mż + kalorie to wg mnie klucz. Wtedy nie trzeba jeść „trawy” i od czasu do czasu pozwalać sobie na małe grzeszki.
szok! a ja myślałam, że to ja się źle odżywiam. A btw to muszę sobie taką wagę jak ze zdjęcia sprawić :))) a tak na serio to ja też zaczęłam się odchudzać. A ostatnio się zdziwiłam, że dobrze dopasowana bielizna to rozmiar mniej. Kupiłam sobie taką sukienkę z e felina i jestem bardziej zadowolona ze swojej figury.
Waga jest super. Kupiona na westwing. O, obczaję bieliznę, brzmi nieźle. Dzięki!
Najważniejsze to zrezygnować z kuszących świństw – chipsy, batoniki itp. To jest najgorsze, bo nie dość że kaloryczne to paskudna chemia.
Niestety wiele osób uważa, że jeden batonik w te czy w tamtą nic nie zmieni i podjadają mimo diety…
Pozdrawiam
http://www.przelomwodzywianiu.pl
Batoniki, chipsy, gazowane napoje, ciasteczka, wszystko to zniknęło z mojego jadłospisu. Od lat utrzymuję stałą wagę, choć muszę się ograniczać.
chyba nie ma kobiety, która by nie była na jakiejś-tam diecie
ja przerobiłam kopenhaską, ale to była mordęga i byłam totalnie wyzuta z energii. nie miałam na nic siły. Coś tam schudłam, ale zaraz potem było jo-jo. Te porady, które podajesz są proste, lecz czasami brakuje mi konsekwencji i samozaparcia …
Ale mnie też! W końcu od tego są pokusy, żeby ulegać. Teraz daję sobie trochę luzu, ale od 5 stycznia wracam na właściwe tory. Grunt to znać umiar.
Podoba mi się Twoje zdroworozsądkowe podejście 🙂 I brzmi dość znajomo… Francuzki nie tyją?
Nie? Nie znam. Serio nie wiem, skąd jest ten pogląd o Francuzkach? Wg mnie niczym się nie różnią od mieszkanek innych europejskich krajów, byłam kilkakrotnie i jestem zdziwiona tym mitem. Poza tym ich dieta, oparta na bagietkach, brioszkach, maśle, pasztetach, jedzeniu w knajpach, jest dość niezdrowa. Czy to tylko moje odczucie? Te zasady to tylko zbiór moich metod, w sumie dość prosty, chcę go w 2016 podkręcić 🙂
Niesamowite, bo wiele z Twoich zasad wyczytałam niedawno w książce „Francuzki nie tyją”.
Głównie chodzi to o uważanie na to co się je i umiar. Chyba wydrukuję Twoje zasady i powieszę w widocznym miejscu tak mi się podobają. Dzięki 🙂
Dokładnie. Umiar i zwracanie uwagi na to, co się je, to klucz. Wcale nie trzeba się głodzić i katować. Proszę 🙂
Japonki nie tyją.
Boże ja zjadałam kubełek KFC w ciązy _ pojedynczej! Nawet na patologi ciązy smrodziłam KFC . Dodam ze w kazdej ciąży przytyłam tylko…22 kg
k 🙂 Dieta nigdy nie stosowałam bo kocham gotowac kocham jesc…ale marzę o pieknej figurze a waga wciąż pokazuje 5 kg za dużo.
z jednym się nie zgodzę niestety… zgrabny tyłek powstaje właśnie dokładnie przez ćwiczenia. Dieta sprawi, że on będzie bardziej obwisły niż jędrny, chudy, ale obwisły.
Co do diety to fajne zdrowe podejście, nie warto się katować jakimiś restrykcyjnymi dietami, bo człowiek staje się nieszczęśliwy.
Kiedyś też odstawiłam ziemniaki, ale okazuje się, że to nie one są kaloryczne (mają witaminę C, białko, błonnik, są bardzo zdrowe!), ale wszelkie dodatki typu sosy, tłuszczyki itd.
Odstawiłam całkiem pieczywo, zastąpiłam je chrupkim typu waza, duuuuużo wody niegazowanej, żadnych fast foodów (chyba, że raz na miesiąc jakaś zapiekanka), a w święta jadłam wszystko na co miałam ochotę.
Masz rację! Powinnam napisać chudy! Mnie ziemniaki jakby „napychają”, nie wiem jak to wytłumaczyć, ale rzeczywiście, są zdrowe i od czasu do czasu i ziemniaka trzeba zjeść.