Chciałam Cię wtedy nauczyć…
Drogi synku, Twoje beztroskie dzieciństwo nie jest jedynie pasmem przyjemności. Codziennie staram się dać Ci małą lekcję, choć nie każda przypadnie Ci do gustu.
Kiedy pisaliśmy list do Świętego Mikołaja, uczyłam Cię, że warto marzyć i czekać na spełnienie tych marzeń. I kiedy nie dostałeś wszystkich zabawek, które wymieniłeś w tym liście, próbowałam Ci pokazać, że nie zawsze zdobędziesz to, o czym zamarzysz.
Kiedy reagowałam na Twoje pytania – chciałam Ci wpoić, że każdego trzeba wysłuchać. Zabawa albo zupa mogą czasami poczekać.
Kiedy nie podbiegałam na każde Twoje potknięcie, uczyłam Cię wtedy, że czasem trzeba upaść, aby móc wstać.
Kiedy nie wyręczałam Cię we wszystkim, nie zakładałam Ci butów i nie karmiłam, kiedy wiedziałeś już jak to zrobić, uczyłam Cię, że w życiu należy być samodzielnym, bo zdarzą się w nim takie chwile, w których trzeba liczyć tylko na siebie.
Kiedy wychodziłam z domu, pomimo tego, że bywało, że próbowałeś mnie zatrzymać, uczyłam Cię, że każdy człowiek zasługuje na czas tylko dla siebie. Ma do niego prawo i nie musi nikomu się z tego tłumaczyć.
Kiedy odbierałam Ci torbę czekoladek – próbowałam Ci pokazać, że umiar w życiu jest bardzo ważny.
Kiedy przepraszałam Cię, bo zdarzyło mi się wybuchnąć, czy nie mieć cierpliwości – próbowałam Ci pokazać, że jesteśmy tylko ludźmi. Nie jesteśmy nieomylni, mamy wiele słabości. Warto jednak przyznać się do błędu i nauczyć się przepraszać.
Kiedy mówiłam, że nie wiem, próbowałam Ci pokazać, że lepiej przyznać się do niewiedzy, niż wymyślać i kłamać. Nikt nie zna odpowiedzi na każde pytanie.
Kiedy porywałam Cię do tańca przy dźwiękach ulubionych piosenek, próbowałam Ci pokazać, że można radować się bez wielkiego powodu.
Kiedy pokazywałam Ci kwitnące po zimie przebiśniegi, uczyłam Cię, że to, co w życiu jest najpiękniejsze, jest za darmo.
Kiedy pozwalałam biegać Ci boso po trawie, chciałam Ci pokazać, że warto cieszyć się z małych rzeczy.
I kiedy prosiłam, dziękowałam i przepraszałam, otwierałam Ci drzwi i pomagałam nieść ciężki plecak, próbowałam dać Ci lekcję grzeczności. Ona nic nie kosztuje, a życie staje się odrobinę lepsze.
Kiedy mimo niepowodzeń na karate i piłce nożnej zachęcałam Cię do dalszych treningów, próbowałam Cię nauczyć, że sam udział się liczy, nie tylko zwycięstwo.
Kiedy prosiłam Cię, abyś pozwolił innym dzieciom bawić się Twoimi zabawkami, chciałam nauczyć Cię, że dobra zabawa najlepiej smakuje w towarzystwie, a przyjaźń wzbogaca życie.
Kiedy biłam brawo na każdym Twoim domowym występie, chciałam Cię nauczyć wiary w siebie.
Kiedy razem wybieraliśmy zabawki, aby oddać je dzieciom, które miały mniej szczęścia, chciałam Cię nauczyć, że nie jesteś sam. Naokoło jest pełno ludzi, którzy potrzebują pomocy. Pomaganie uszlachetnia.
Kiedy zarywałam noce, żeby przygotować Ci kostium na bal przebierańców, chciałam, żebyś czuł się wyjątkowy.
Kiedy czuwałam na podłodze koło Twojego łóżeczka, trzymając Cię przez całą noc za rękę, bo byłeś chory, chciałam Ci wtedy pokazać, że jestem z Tobą na dobre i na złe.
Kiedy tuliłam Cię mocno, chciałam dać Ci na całe życie pewność, że moja miłość jest wieczna i zawsze będziesz mógł na nią liczyć.
A kiedy Ty codziennie przytulałeś mnie swoimi małymi rączkami, szeptałeś, że kochasz najbaldziej na świecie, dawałeś mi wtedy jedyną, najważniejszą lekcję życia.
Siebie.
No i wymiękłam na dzień dobry…<3
Mam nadzieję, że był dobry!
Piękny tekst
Dziękuję!
🙂 oni sa najlepsi na świecie a ich miłość jest bezgraniczna i bezwarunkowa. Ja tez uwielbiam jak się do mnie synek wieczorem przytula i mówi: kocham Cie mamo nie zamienie Cie na inna 😉
Uwielbiam to też 🙂
Ty musisz tak z samego rana? Jak zwykle ściskać za serce :p
Piękny list!
Dziękuję 🙂
Tylko jedna lekcja od synka? 😉 Ja tam dostaję od niech setki każdego dnia. Lekcje cierpliwości, lekcje radości z drobiazgów, lekcje uważności, lekcje empatii, lekcje wyobraźni i kreatywności a przede wszystkim lekcje bezgranicznej bezwarunkowej miłości. To on mnie tego uczy, nie ja jego. Ja mogę się tylko starać dawać dobry przykład i być sobą, a rozwijamy się codziennie obydwoje i naprawdę czasem myślę, że ja bardziej 😉
Dlatego napisałam, że synek dał mi najważniejszą lekcję – siebie. Pod tym kryje się wszystko. Dzieci uczą nas cały czas.
Pięknie i wzruszająco. Twoje teksty zawsze są doskonałe.
Kleo, doskonałe, wow! Dziękuję pięknie!
Bardzo się wzruszyłam… Pięknie.
Dziękuję!
Śledzę Cię od niedawna. Tym razem wzruszyłam się jak bóbr, a ten wpis był piękny i takie prawdziwy.
Dziękuję bardzo, jakiś taki wyszedł!
To bardzo piękne i wzruszające 🙂 Porusza serce.
Dziękuję.
Nie ma za co 🙂
Taka jest prawda 🙂
No i płaczę 😉
To na zdrowie Ci wyjdzie!
Dzieki… Uronilam lezke.. Dzieci (moje szczegolnie ?)to najwieksze szczescie na swiecie, rzeczywistosc bylaby niezmiernie smutna i ponura gdyby te male smerfy nie plataly sie nam miedzy nogami… I to, ze wszystkimi ciezkimi dniami wlacznie..❤ Milego dnia!